|
Dzień 4 - Plafleuri - Dix (długość 13,7 km, wzrost/spadek wysokości 1131 m /-865 m, max. nachylenie 60,2 % - 61,4 %, max. wysokość wejścia 2923 m)
Monotonny dzień, najpierw nocne podejście na Col des Roux, a później mozolne dreptanie i meczące podejście do schroniska Dix
Dzień 5 - Dix - Arolla - Vignette (długość 10,4 km, wzrost/spadek wysokości 1168 m /-928 m, max. nachylenie 59,8 % - 59,5 %, max. wysokość wejścia 3792 m)
Trudny dzień, najpierw załamanie pogody i ciężkie przejścia we mgle, w labiryncie seraków i szczelin przez lodowiec, ale i najwyższe wejście na nartach na Pigne d'Arolla (3796 m) oraz niebezpieczny zjazd w "mleku" w poszukiwaniu schroniska Vignette
Dzień 6 - Vignette - Zermatt (długość 34,1 km, wzrost/spadek wysokości 2933 m /-3429 m, max. nachylenie 78,4 % -75,8 %, max. wysokość wejścia 3586 m)
Dzień marzenie, wprawdzie długi i męczący, ale wynagradzający również wszelkie trudy tej morderczej sześciodniówki, kiedy na ostatniej przełęczy ukazuje się widok perły Alp - majestatycznego Matterhornu, a serce bije w rytmie boskiego bluesa. Dalej już w pięknych zjazdach w objęcia cywilizacji. Zermatt wita nas już słońcem. Zapewniam Was jeszcze, że po takiej turze, prysznic i piwo są to dwie rzeczy, za które można oddać wszystko.
Jeśli jednak ktoś myśli, że tę trasę można przejść tak sobie z "marszu" przypinając tylko skitourowe deski, to jest w grubym błędzie. Wymagana jest średnia znajomość wspinaczki, umiejętność posługiwania się szpejem, bardzo dobra kondycja, umiejętność zjazdów na linie, asekuracji czekanem, chodzenia w rakach, wiedza dotycząca pierwszej pomocy oraz co najmniej średnie zaawansowanie detekcji i pomocy lawinowej, czyli ogólne doświadczenie górskie, czasem trzeba wkręcić śrubę lodową, założyć prusik na linie lub półwyblinkę na karabinku, o przyzwoitej umiejętności zjazdów pozatrasowych w różnym śniegu nie wspomnę, inaczej ta wędrówka zamiast poczucia spełnienia i wolności może stać się istnym piekłem. Ja spełniłem swoje marzenia - poczułem tam prawdziwą wolność. |